Obserwatorzy

czwartek, 3 listopada 2011

I znowu Lancome...

         Witam moi drodzy! Dzisiaj przychodzę do Was z opinią na temat kosmetyków zakupionych jakiś czas temu. Zanim mogłam cokolwiek napisać, musiałam je przetestować. O ile jeden pasuje mi idealnie, o tyle drugi już nie do końca...
          Czy mogłybyśmy sobie wyobrazić tusz do rzęs który pachnie różą? Raczej ciężko sobie to wyobrazić, pamiętając naturalny zapach maskar, chemiczny i bardzo nieprzyjemny. Tusz, który jest świeży i nieprzeterminowany nie pachnie aż tak intensywnie, jednak zawsze trochę można wyczuć jego zapach. Każda z nas chyba zna go dobrze. Czy tusz może pachnieć inaczej? Przyjemniej dla oka i nosa? :) I tu was zaskoczę! Pewnie część z Was trafiła już na tę nowość, którą wprowadziła do swojego asortymentu marka Lancome. Ja osobiście bardzo lubię markę, i póki co, jeszcze się na niej nie zawiodłam. Na moim blogu z resztą można spotkać wiele opisów kosmetyków tej marki i poczytać o ich jakości. Ale wracamy do temu. Produktem, o którym pragnę Wam co nie co powiedzieć, jest tusz Hypnose Doll Eyes.
 Marka Lancome postanowiła zrewolucjonizować swoje maskary i wprowadziła na rynek maskarę, która pachnie...różą. Miałam okazję spróbować i powąchać ją i... na prawdę pachnie bardzo przyjemnie. Jednak na moich rzęsach się nie sprawdził. Tusz zawiera w sobie mikrowłókienka, które osiadają na rzęsach przez co stają się one mega wydłużone, pogrubione i wyglądają jak oczka laleczki. Nie sprawdził się u mnie, ponieważ moje rzęsy są dość krótkie, i nie pasuje im pogrubienie tylko wydłużenie. Osoby, które mają swoje rzęsy naturalnie długie, jak na przykład moja siostra :D, wyczarują cudo na swoich oczkach. Jednak pomimo mojej miłości do Lancome'a, tutaj nie poradził sobie z moim problemem. Ale nic straconego, w maskarach Lancome'a można przebierać i każdy znajdzie coś dla siebie...

          To była taka mała opinia, która właściwie była nie na temat. :D Bo tuszem, o którym chcę Wam powiedzieć, i który bardzo sprawdził się w moim przypadku, jest tusz również Lancome'a ale o nazwie L'extreme.
 Tusz ma za zadanie wydłużać rzęsy nawet o 60%. Z tymi procentami to tak nie do końca, ale na prawdę wydłuża nawet krótkie rzęsy dzięki opatentowanej technologii  Fibrestretch. Dodatkową zaletą tuszów Lancome'a jest to, że się nie starzeją. Zachowują lekką konsystencję przez bardzo długi czas. Jestem pewna, że wrócę po ten tusz, jak tylko skończy się pierwsza buteleczka. Jak dla mnie jest to maskara idealna pod każdym względem. Cena trochę odstrasza ale ja wyznaję zasadę, że jeśli coś jest na prawdę dobre, warto zainwestować.  Około 100 zł.  No i oczywiście mam nadzieję, że Lancome wpadnie na pomysł, aby wszystkie maskary pachniały tak ślicznie jak Doll Eyes. A czy Wy macie jakieś zdanie na temat maskar Lancome? Czy pasują Wam? Czy może jednak znalazłyście jakieś wady? :) 
             

czwartek, 27 października 2011

Szpileczki Qupid

Witam Was moi kochani... Wiem wiem, na wstępie należy mi się opiernicz, za moje zniknięcie. Niestety, było to spowodowane tym, że rozpoczęłam studia i jak to na studiach bywa, rozpoczął się również nawał nauki. Ledwo znajduje czas dla siebie a co dopiero blog czy youtube... Z filmów kręconych dla youtube zrezygnowałam póki co, całkowicie. Mam nadzieję że wybaczycie mi moje nieobecności, bo od teraz postaram się pisać w miarę regularnie. :)
Moją notkę zacznę od cuda, które miałam okazję kupić jakiś czas temu i są to najpiękniejsze szpilki jakie kiedykolwiek miałam. Na początku byłam bardzo sceptycznie nastawiona do zakupów przez internet, bo wiadomo, czasem można nie trafić w rozmiar. I o ile z ubraniami jest tak, że zawsze można schudnąć lub przytyć do nich ;), tak z butami nie zrobimy już nic. Buty zostały zamówione ze strony www.stylowebutki.pl i zostały dostarczone do mnie w nieco ponad 24 h. Możecie to sobie wyobrazić? Jeszcze nigdy żadna przesyłka nie przyszła do mnie tak szybko. Butki są marki Qupid i są koloru Neutral 76 beżowe. Przynajmniej tak brzmi ich pełna nazwa.
Ale wygląd szpilek nie jest najważniejszy... Najważniejsza jest wygoda... Często można spotkać dziewczyny, które noszą prześliczne szpileczki, ale ledwo w nich idą... Albo jeszcze po mimo zranionych ścięgien i popękanych odcisków, dumnie brną przez klub lub miasto... Brrrr... Chyba nie o to chodzi, prawda? Ja nie należę do osób, które męczą się na własne życzenie. Dla mnie liczy się przede wszystkim wygoda. I tak właśnie, po założeniu Qupid'ów moje wątpliwości zostały rozwiane. Buty mają wyprofilowaną wkładkę. Wkładka jest mięciutka jak kaczuszka :D. Dodatkowo są dość płytkie przy pięcie, dzięki czemu trzymają się świetnie na nodze, jednak nie ranią i nie obcierają ścięgna. Co jeszcze? Pomimo, iż są mega wysokie, ich koturn albo podbicie, jak kto tam woli to nazwać, jest również bardzo wysokie, co znacznie redukuje wysokość obcasa. No i chyba najważniejsze,cena... I tu Was zaskoczę, za butki zapłaciłam około 140 zł, ponieważ na stylowychbutkach każda z nas znajdzie odpowiednią dla siebie promocję. Bardzo często jest darmowa przesyłka, zniżki dla studentów itd. I w cale nie chodzi tu o jakąś płatną reklamę. Uważam, że za taką cenę i jakość, na prawdę warto od nich zamawiać.A wygląd zewnętrzny oceńcie same. :)





środa, 20 lipca 2011

Reebok Zig Pulse

         Cześć moi kochani! Od pewnego czasu poszukiwałam butów sportowych. Moje poszukiwania zaczęłam od internetu. Na allegro można znaleźć masę różnych butów, jednak większość to tak zwane "cichobiegi".  Ja jestem osobą, która preferuje tradycyjne butki sportowe, raczej do biegania. No i niestety, nie znalazłam nic ciekawego. Następnie wpadłam na pomysł, że skoro i tak nie znalazłam nic nowego i ciekawego, zainwestuję w drugą parę bucików Reebok'a EasyTone.Mam już jedną parę i byłam z niej dość zadowolona. W prawdzie moje pośladki nie zmieniły rozmiaru, jednak buty nadają się do biegania. Ale nie do każdego. Buty stworzone są dla osób, które ćwiczą na siłowni i biegają na bieżni. Można w nich również biegać na zewnątrz, jednak po gładkiej nawierzchni. Świetnie sprawują się na drodze asfaltowej. Ja niestety, należę do grupy osób, które preferują bieganie przełajowe czyli np. bieganie po lesie. I muszę niestety stwierdzić, ze buty nie sprawdziły się w takich warunkach. Strasznie wyginają się kostki. Po takim bieganiu moje nogi a dokładnie kości piszczelowe aż pulsowały tak były nadwyrężone.
          I wtedy właśnie, kiedy miałam już kupować EasyTone trafiłam na inne buty. Też Reebok'a. Był to jednak model który wizualnie strasznie mi się nie podobał. Zawsze te buty wydawały mi się takie " bez sensu". Wiecie o co mi chodzi? Mówię tutaj o kolekcji Zig Pulse. Jednak butki, które stały na półce były w moich ulubionych kolorach. No i stwierdziłam. że nie będę oceniać tych butów, póki nie założę ich na nogi. No i założyłam. I wiecie co? To najwygodniejsze buty jakie kiedykolwiek nosiłam. Miałam wrażenie, że wkładam stopy pomiędzy gąbeczki. W środku są mega miękkie i idealnie pasują do mojej stopy. Stwierdziłam, że takie buty nie często się trafiają. Kolor turkusowy na butach sprawia, że nasze nogi wyglądają szczuplej i wyglądają na nieco opalone. Kupiłam je, a dzisiaj chciałabym Wam je zaprezentować. Butki są tak lekkie, że prawie ich nie czuć przy noszeniu. Jedyną wadą jest to, że są całe z siatki, i niestety, nie nadają się na deszczową pogodę. Jednak na letnie dni pasują idealnie. Przeraża mnie trochę, że jest taka straszna pogoda i nie mam możliwości aż tak często ich używać. Miejmy nadzieję, że wróci do nas słonko. ;)Aha! przy biegu jest takie świetne uczucie jak wiatr dostaje się do wnętrza buta, przez co stopa nie poci się w ogóle. Jeśli miałybyście możliwość przymierzenia tych butów, przymierzcie. Już ich nie zdejmiecie. ;)


 

piątek, 8 lipca 2011

Olej kokosowy na wagę złota...

         Kokos... Włochata kulka... :) Chyba nikt nie spodziewałby się, jakie bogactwo ona kryje... Kokos to orzech palmy kokosowej. Jest to jedyny taki orzech na świecie, który jest najcenniejszym darem natury.A dlaczego? Za chwilkę się tego dowiecie.
        Przede wszystkim kokos jest bardzo bogaty w witaminy. W jego miąższu możemy odnaleźć witaminy B2, B6, E, C, potas, wapń, magnez, fosfor, żelazo, cynk, sód oraz kwas foliowy. Kto by pomyślał? W krajach, gdzie rosną palmy kokosowe, uważane są one za drzewa życia. Ponieważ kokos posiada tak dużo składników odżywczych, niezbędnych dla organizmu, w "ciepłych" krajach ma on wiele zastosowań.
        Sok z kokosa, jest sterylnie czysty aż do rozłupania orzecha. Woda, która dostaje się do kokosa i zamienia w sok kokosowy, jest wiele razy filtrowana przez glebę, następnie przez cały pień palmy. Sok z wnętrza kokosa ma prawie identyczny skład jak ludzka krew. Podczas II Wojny Światowej, był on nawet stosowany do transfuzji, przy deficycie krwi ludzkiej. Woda kokosowa bardzo szybko zostaje przyswojona przez organizm. Dzisiaj na szczęście taką metodę stosuje się w krajach słabo rozwiniętych. Aby jednak woda spełniała swoje zadanie, musi być transportowana prosto z kokosa. Tylko w taki sposób zachowuję swoją sterylność. Sok kokosowy dodatkowo świetnie nawadnia organizm ludzi. Dużo lepiej niż wszystkie napoje izotoniczne. Dzieje się tak za sprawą elektrolitów, które wchodzą w skład soku. :) Polecam picie soku kokosowego latem, pamiętajmy jednak, aby go dobrze schłodzić.
         W skład naszego orzeszka wchodzi jeszcze olej, który jest tłoczony z miąższu. Olej kokosowy zazwyczaj tłoczony jest na ciepło. Najczęściej można go spotkać w postaci rafinowanej, wybielanej, odkwaszanej. Krótko mówiąc, przetwarzanej. Taki olej nie ma, niestety, już pięknego zapachu. Właściwie nie ma żadnego zapachu,
         Rzadziej możemy trafić na olej kokosowy, który jest nierafinowany. Taki olej zostaje tłoczony na zimno. Nie jest on wtedy pozbawiony przepięknego zapachu, i jest towarem na wagę złota.
         Olej kokosowy, nierafinowany, ma silne działanie antybakteryjne, antywirusowe i antygrzybiczne. Buduje odporność organizmu i można używać go do leczenia wielu schorzeń tj. Cytuję: "bóle zębów, trądzik, opryszczka, wypryski, egzema, zapalenia i owrzodzenia skory, syfilis, łysienie, siniaki, oparzenia, kaszel, przeziębienia, gorączka, osłabienie odporności, choroby układu trawienia, wrzody, kamienie nerkowe, bolesne i nieregularne miesiączki, niedobory witamin, astma, osteoporoza i wiele innych".
Sporo tego prawda? Kto by pomyślał, że olejek kokosowy jest takim cudem natury. 
Dodatkowo, olej kokosowy bogaty jest w antyoksydanty, które zwalczają wolne rodniki, spowalniają starzenie się skóry, jednocześnie sprawiając, że nasza skóra staje się gładka i elastyczna. 
        No i najważniejsza ciekawostka: Olej kokosowy pobudza przemianę materii, dzięki czemu chudniemy. :) Jeśli tylko mamy możliwość, olej kokosowy powinien być stosowany do gotowania,smażenia, pieczenia, można nawet używać go zamiast masła na chlebie. Skusiłybyście się? Ja chyba muszę spróbować. Jeśli zamienimy oleje roślinne i inne tłuszcze na olej kokosowy, nasza waga może spadać nawet o 0,5 kg tygodniowo.
        Ale to nie wszystko. Olej kokosowy ma również zastosowanie w kosmetyce. Ponieważ ma silne działanie nawadniające i nawilżające, możemy go stosować jako balsam do całego ciała, oraz jako maseczki na włosy. Świetnie regeneruje przesuszone włosy w dość krótkim czasie. Takie samo działanie ma na naszą skórę. Można go stosować na otwarte rany, gdyż bardzo wspomaga proces gojenia. Można nakładać go na całe włosy, na skórę z łupieżem lub po prostu na końcówki, aby nie rozdwajały się. Ja posiadam olej kokosowy nierafinowany, ale jedyne do czego go używałam, to włosy i czasem na twarz, gdy była podrażniona. Olejek świetnie się sprawdzał. Ale kto by pomyślał, że ma on aż tyle innych zastosowań? Po co nam maseczki, balsamy, kremy nawilżające... Wystarczy tylko jeden olej kokosowy i mamy wszystko w jednym. Olej kokosowy możemy znaleźć w sklepach ze zdrową żywnością. Czasem jednak możemy trafić na niego w zwykłym sklepie. Pamiętajmy jednak, aby sprawdzić, czy nasz olej jest rafinowany czy nie. Olej rafinowany, mimo iż bogaty w część składników odżywczych, niestety, nie posiada ich już tak dużo, jak olej nierafinowany. No i ten zapach... sprawia, że przenosimy się na rajskie plaże.


          Ja uwielbiam mój olej kokosowy. Niestety, nie należy on do najtańszych. Olej rafinowany ma dużo niższą cenę niż nierafinowany. Ja mój olej kupiłam w sklepie SUNKOST. Jest on z firmy BIONA. Za dość mały słoiczek zapłaciłam 80 kr czyli koło 40 zł. Ale jak same widzicie, warto takie cudeńko mieć, bo nigdy nie wiemy, kiedy akurat może nam się przydać. Olej występuje w postaci stałej, wygląda trochę jak "ścięty". Po zetknięciu z ciepłą skórą, bardzo szybko zaczyna się topić.
A czy Wy macie jakieś doświadczenia związane z olejkiem kokosowym? A może u którejś z Was nie sprawdził się? Piszcie i wymieniajcie się doświadczeniami. :)

niedziela, 26 czerwca 2011

Sugarfree Shoes

        Jak pewnie wiecie, od pewnego czasu poszukuję idealnych szpileczek na lato. Wspominałam o tym wiele razy na Twitter więc osoby które mnie śledzą, wiedzą o co mi chodziło. Ale wspomnę o tym jeszcze raz. Poszukuję szpilek, typowo letnich, z odkrytym palcem. Chociaż chodzą za mną szpilki w kolorze cielistym czyli tak zwanym "nude", to nie jest to konieczność. Ja noszę buty takie, jakie mi wpadną w oko. Mogą to być koturny, szpilki czy japonki. I jak zazwyczaj bywa, odwiedziłam stronkę www.nelly.com. Często zamawiam od nich i jestem zadowolona z jakości sprzedawanych przez nich produktów. I jakież było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam to:

Chociaż pewnie nie wszystkim przypadną takie buciki do gustu, ja się w nich zakochałam. Szpileczki są raczej nie dla każdego. Ja sama nie mam takiego stylu ale latem wszystko jest przecież dozwolone. A już w ogóle neonowe kolory. 
         I kiedy już wyobrażałam sobie mój outfit w tych oto pięknościach,co zobaczyłam? :O Że nie ma już mojego rozmiaru. Już nie ma... :( ehh 
Niestety, buty rozeszły się jak ciepłe bułeczki. Za długo się zastanawiałam.... Póki co, codziennie sprawdzam stronkę z nadzieją, że pojawi się mój rozmiar. Butki są marki Sugarfree i raczej ciężko je dostać poza Skandynawią. A słyną z dobrej jakości i nie za wysokiej ceny. Cena wszystkich szpilek to 399 kr czyli koło 200 zł. Na allegro można znaleźć wiele szpilek w wyższej cenie a niższej jakości. 
         Bardzo mi na nich zależało ale cóż. Butki występują jeszcze w paru innych kolorach, które zaraz Wam zaprezentuję pod spodem razem z innymi nowościami, które pojawiły się na nelly. 3majcie kciuki, żeby mój rozmiar wrócił. ;)



A oto kilka innych nowości:





Wpadło Wam coś w oko? :)

środa, 22 czerwca 2011

Eucerin Hyaluron-Filler

         Ostatnio robię mało zakupów bo ciągle staram się realizować "projekt denko". Niestety, krem na dzień i na noc to rzecz niezbędna. Będąc w aptece i szukając czegoś idealnego dla mnie, trafiłam na markę Eucerin. Jest to marka którą możemy znaleźć tylko w aptekach. Postanowiłam, że wybiorę coś, co może zredukować moje drobne zmarszczki. Podobno, im szybciej się je "zaatakuje", tym lepiej bo nie będą się pogłębiać. Wiem, że kremy przeciwzmarszczkowe to z reguły jedna wielka ściema. Podobno nie pomagają w ogóle. Postanowiłam, że wybiorę Eucerin Hyaluron-Filler na noc i na dzień. Kremy mają w swoim składzie kwas hialuronowy oraz saponinę, która ma wypełniać zapadniętą tkankę od spodu. Nie mają ograniczeń wiekowych. Zanim jednak kupiłam kremy, postanowiłam poczytać recenzje w internecie. I muszę przyznać, że wiele osób zachwala je. Dlaczego więc nie spróbować? No i kupiłam. W norweskich aptekach jest teraz fajna promocja, bo przy zakupie kosmetyku Eucerin powyżej 99 kr, kosmetyczka z produktami podróżnymi gratis. To tak na marginesie dla dziewczyn, które żyją w Norwegii.
          Jedyne co mogę powiedzieć o kremach teraz bo stosuję je dopiero od wczoraj, to to, że przede wszystkim bardzo przyjemnie pachną. Zapach jest delikatny, niedrażniący. Konsystencja obydwóch kremów jest dość gęsta, prawie jak masełko. ;) Nie jest tak tłusta jak masło! Po nałożeniu na skórę krem wchłania się bardzo szybko, pozostawiając delikatny, cienki film na twarzy. Wrażenie bardzo podobne do tego, kiedy nałożymy na twarz bazę pod make-up. Skóra twarzy jest miła w dotyku i przyjemnie wygładzona. Krem na dzień i na noc jest podobno dla wszystkich rodzajów skóry. Jest dobrze tolerowany. Idealnie sprawdza się jako baza pod makijaż. Moja cera dzisiaj była lekko rozświetlona dzięki drobinom miki. Nie spowodował błyszczenia czy przetłuszczania się skóry. Nie miałam tez wrażenia "ciężkości". Eucerin na dzień posiada  15 SPF.
          Krem na noc ma bardzo podobne działanie, chociaż mam wrażenie, że jest nieco bardziej tłusty. Jednak wszystkie kremy na noc mają w swoim składzie więcej nawilżaczy bo skóra w nocy najlepiej wchłania takie składniki. Wchłania się momentalnie i również pozostawia przyjemną powłokę na skórze.
           Ponieważ wiem, że pewnie będzie Was interesowało czy nie zapycha porów i czy po prostu działa, post zostanie uzupełniony za jakiś czas. Myślę, że około dwóch tygodni zajmie mi testowanie kremów. Dopiero po tym czasie będę mogła powiedzieć coś więcej. Nie chcę zmyślać i kłamać że coś działa, jeśli tak nie jest. Ah no i najważniejsze. Cena kosmetyku to około 100 zł za 50 ml. Myślę, że jest to mało jak na tak profesjonalny kosmetyk. Miałam wiele innych kremów, które obciążały moją cerę i zapychały pory, a cena była bardzo podobna.
Tak prezentują się kremy oraz mini produkty, czyli tonik, żel do mycia twarzy, nawilżający krem do twarzy, balsam do ciała oraz waciki. No i przeźroczysta kosmetyczka, która idealnie sprawdzi się w podróży samolotem. Na lotnisku nasz podręczne kosmetyki muszą być spakowane w przeźroczysty woreczek lub kosmetyczkę.






poniedziałek, 20 czerwca 2011

Louis Ghost

       Od jakiegoś czasu chodzą za mną plany na zaaranżowanie mojej toaletki. Toaletka to miejsce, gdzie stajemy się piękniejsze, więc zrozumiałe jest, aby wszystko, co jest na niej i w koło niej było idealnie pasujące. Pasujące do nas oczywiście. I tak przeglądając internet, postanowiłam, że rzucę okiem na toaletki i krzesełka. I takim właśnie sposobem znalazłam mój idealny gadżet do toaletki. Gadżetem tym jest krzesło. Krzesło, które zostało zaprojektowane przez Philippe Starck. Ten pan to współczesny architekt, który uwielbia łączyć ze sobą przeszłość i teraźniejszość. Jest otwarty na świat i projektuje wszystko. Od mebli przez ubrania na sokowirówce kończąc.
       Krzesło o którym mówię, to połączenie nowoczesnego designu z barokiem. Wybuchowa mieszanka? Może. Ale dla mnie jest to najlepsze połączenie, jakie mogło być, w temacie krzeseł oczywiście. Krzesełko a raczej wygodny fotel nosi nazwę Louis Ghost i został wykonany z przeźroczystego lub barwionego poliwęglanu. I pomimo swojego efemerycznego i transparentnego wyglądu, podobno jest on stabilny i bardzo trwały. Jest odporny na zarysowania oraz wszelkiego rodzaju urazy, gdyż został odlany jako jedna całość. Nic nie jest klejone lub skręcane. Sam fotel pełen jest wdzięku i uroku wizualnego. Fotel doda chyba każdej toaletce niesamowitego dotyku elegancji. I właściwie nie tylko toaletce. Fotel świetnie sprawdzi się w każdym nowoczesnym mieszkaniu. Jeśli nas stać, możemy sobie nawet kupić 6 lub 8 takich cudeniek i dopiero byłby efekt! Wyobraźcie sobie jadalnię z takim zestawem... Niestety, jak to zazwyczaj bywa, cena znów odstrasza... Jedna sztuka kosztuje koło 450 zł chociaż muszę się przyznać, że ja znalazłam już takie za połowę ceny. A nie powiem gdzie żebyście mi go nie kupiły. :D To był żart oczywiście. Krzesełka w przystępnych cenach możemy znaleźć na allegro. Krzesła występują w wielu transparentnych kolorach. Ja jeszcze swojego koloru nie wybrałam ale wiem jedno. Na pewno będę takie miała. I dopiero potem dobiorę do niego toaletkę. A co Wy sądzicie o "Duchu"? Czy Wam też tak przypadł do gustu jak mi? Ja oszalałam na jego punkcie. Może dlatego że tak bardzo lubię wszystko, co przeźroczyste... A tu parę fotek jak krzesełko wygląda. :)








piątek, 17 czerwca 2011

Malachit...

         Od czasu do czasu zdarza mi się wstąpić do Second Hand'u, który jest u mnie w Narviku. Nie ma tam w prawdzie nic specjalnego z ubrań, za to masa pięknych gadżetów do domu. Pudełeczka, świeczniki, wazony... Dzisiaj zupełnie przypadkiem zaszłam tam, bo akurat miałam po drodze. I znalazłam coś, czego bym się tam nie spodziewała. Chodząc po sklepiku, rzucił mi się w oczy zielony blask. Od razu podeszłam aby sprawdzić co to takiego. Ku mojemu zdziwieniu, była to malutka szkatułka. Szkatułka została wykonana z kamienia o nazwie Malachit, który umieszczony został w miedzianej ramce.
 
         Malachit to minerał, który jest często używany do produkcji biżuterii. A to za sprawą ciekawego wnętrza, które jest bardzo wzorzyste, świetnie widoczne po wypolerowaniu. Jego kolor to zieleń. Zieleń jest też jednym z kolorów faworyzowanych przeze mnie, dlatego pewnie od razu rzucił mi się w oczy. Cena pierwotna tego cudeńka była pewnie dość wysoka, z racji tego, iż kamienia jest na prawdę sporo. Ja zapłaciłam za nią 25 kr czyli koło 12zł. Prawie jak za darmo! A malachit chociaż nie należy do najdroższych kamieni, nie jest jednak też najtańszy. Szkatułka ma zamknięcie, wykonane również z kamienia.
 Musiałam napisać tą notkę, aby się pochwalić. Dodatkowo dodaję parę fotek, abyście mogli zobaczyć, jak wygląda malachit w naturze i jak piękne wzory może posiadać jego wnętrze.
         A czy Wam też zdarza się znaleźć takie cuda w Second Hand? Ja jestem moim znaleziskiem zachwycona, a Wy co myślicie?
     P.S. Pierścień, który widzicie w szkatułce, to moje drugie dzisiejsze znalezisko. To jednak pochodzi z H&M. ;D


środa, 15 czerwca 2011

Dieta Dukana

       Cześć! Jakiś czas temu nakręciłam film na YT odnośnie diety Dukana, którą stosowałam. Zauważyłam, że filmik ten cieszył się mega popularnością. Żaden z moich filmów jak do tej pory, nie miał tak wielu podglądów. Dlatego dzisiaj postanowiłam napisać Wam, jak się czuję po diecie. Jestem w tej chwili prawie trzeci miesiąc na utrwalaniu. Jak wspominałam w filmiku, który nakręcałam, schudłam 12 kg. Byłam na diecie 3 miesiące, i uważam, że jest to całkiem dobry wynik. Chciałam być na diecie dłużej, ale niestety, wróciłam do Norwegii a tu nie ma takiego wyboru jedzenia jak w Polsce. Po powrocie było mi bardzo ciężko, bo najzwyklej w świecie, chodziłam głodna, co jest niedopuszczalne na diecie Dukana. Więc postanowiłam przejść na utrwalanie.
       Czas leci do przodu, i powiem Wam szczerze, że strasznie się bałam kolejnego etapu diety. Tyle czasu dość rygorystyczna dieta jak dla mnie, i co by było, gdyby waga wróciła? Ufff chyba bym się załamała. Póki co prawie 3 miesiące po diecie, waga skoczyła o 2 kg. Te dwa kg, które już nie chcą spaść. Na szczęście moja waga stoi i nie idzie więcej w górę, więc chyba tak powinno być. Moje samopoczucie po powrocie do normalnego jedzenia zmieniło się nieco. Będąc na diecie czułam, że mój organizm jest czysty. Moja cera była promienna, bez jakichkolwiek wyprysków. Było to zapewne spowodowane tym, iż mój organizm był czysty od cukrów...   Teraz niestety, moja cera trochę się pogorszyła. Ciągle piję masę wody ale to nie to samo. W moim przypadku dieta sprawdziła się w 100 %. Nie mam żadnych skutków ubocznych, za to moja cała garderoba musiała zostać wymieniona. Postanowiłam pokazać Wam trochę więcej fotek przed dietą i po diecie. Dlaczego nie mam być motywacją dla kogoś, kto tak bardzo pragnie schudnąć? Powiem Wam jedno, jeśli ja dałam radę to Wy też dacie. Trzeba wierzyć w swoje możliwości.  :)

PRZED


 PO






PO


poniedziałek, 13 czerwca 2011

Moc perfum

      Zapach... czy jest coś piękniejszego? Wystarczy parę kropelek perfum a osoby wokół nas mogą zacząć zachowywać się zupełnie inaczej. I to zupełnie nieświadomie. Jakiś czas temu w pewnej gazecie trafiłam na artykuł, skąd biorą się tak ważne składniki jak np piżmo, kastoreum czy cybet.
       Piżmo, które jest składnikiem wielu znanych perfum, to w rzeczywistości wydzielina gruczołów...odbytniczych piżmowca i piżmaka lub gruczołów podbrzusznych sarny syberyjskiej... yshhh myślicie o tym samym? :/ Na szczęście, dzięki ochronie zwierząt, dzisiaj stosuje się tylko syntetyczny zamiennik piżma lub olejek ambretowy, który ma podobny zapach.
        Kastoreum to feromon, wydzielany przez napletek bobra! Aby wyprodukować składnik, suszyło się go i rozpuszczało w alkoholu. Kastoreum produkuje się teraz tylko w laboratorium a jest głównym składnikiem perfum Opium YSL. :D
        Cybet to wydzielina gruczołów odbytniczych afrykańskich kotów drapieżnych- cybetów. Ma intensywną woń, ostrą, trochę słodkawą przypominającą zapach moczu i miodu. Jest jednym z głównych składników perfum Obsession Calvina Kleina.
        Szczerze mówiąc, przeraziły mnie trochę te składniki perfum. Kto by pomyślał, że takie rzeczy możemy w nich znaleźć. Nie zmienia to faktu, że każda z nas potrzebuje perfum. Aby czasem poczuć się kobieco. Aby czasem zwrócić na siebie uwagę płci przeciwnej. Dlatego tak ważne jest, aby zapach który chcemy wybrać, pasował do pory dnia oraz naszego nastroju.
        I tak, jeśli jesteś zła i zestresowana, lub jeśli chcesz uspokoić osoby w twoim otoczeniu, spryskaj się zapachem cytrusowym. Zostało udowodnione,że zapachy cytrusowe, trawiaste działają odstresowująco i uspokajająco. Na noc dobrze jest spryskać pościel perfumami z jaśminem. Sprawią, że będzie nam się dobrze spało. Molekuły zapachu działają jak valium, który działa wyciszająco na pracę mózgu. Jest też świetnym afrodyzjakiem. ;) Jeśli natomiast chcemy zapamiętać dobrze jakiś fakt lub chcemy,aby ktoś inny zapamiętał go, spryskujemy się zapachem różanym. To udowodnione! :)
       Ja jestem osobą, która nie za bardzo lubi zapachy cytrusowe. Jestem osobą bardzo aktywną i wesołą. Moimi ulubionymi zapachami, są zapachy mocne, intensywne. Takie właśnie powinniśmy wybierać na wieczór. Ja natomiast często pachnę takimi w ciągu dnia. Moje ulubione zapachy to Mille et Une Roses- Lancome. Zapach już niestety, niedostępny. Notkę o nim znajdziecie niżej, na moim blogu. Innymi zapachami, które kocham są Armani-Code, Versace- Bright Cristal oraz Cristal Noir, Burberry-The Bit i wiele wiele innych. A jacy są Wasi faworyci? Czy tak jak ja lubicie mocne zapachy? Czy raczej delikatne? A może cytrusowe? :)






sobota, 11 czerwca 2011

Brwi...

      Brwi.. Kilka włosków a pełnią tak ważną rolę w życiu kobiety... Oczywiście w granicach rozsądku, życie się na nich nie kończy. Jednak nasze brwi sprawiają, że wyraz twarzy jest różny u każdej osoby. Mogą sprawić, że nasza twarz wygląda młodziej, mogą pokazać w jakim jesteśmy humorze, mogą łagodzić rysy twarzy... Głównym zadaniem naszych brwi jest oczywiście zabezpieczenie oczu przez potem oraz drobnymi ciałami obcymi, typu małe owady itd. W dzisiejszych czasach jednak brwi służą tylko i wyłącznie do estetyki naszej twarzy.
      Brwi są różne, zazwyczaj koloru naszych naturalnych włosów. U jednych są bardzo gęste, u innych cienkie. Jak wiadomo, brwi za mocno wydepilowane mają tendencję do nie odrastania... Bardzo często można spotkać na ulicy dziewczyny, które bardzo wyskubują swoje brwi, które bardzo nieestetycznie wyglądają... I co wtedy? Jak wyskubane brwi nie odrosną? Można próbować różnych środków, które sprawią, że Nasze brwi zaczną powoli odrastać.Ale czy można otrzymać efekt naturalnych brwi, takich jak mieliśmy w dzieciństwie?
I tu właśnie przychodzi do nas medycyna estetyczna. Jeśli nas stać, możemy zrobić u dobrej i wprawionej kosmetyczki brwi permanentne. Są to brwi, które są w zwyczajny sposób wytatuowane w miejscu naszych naturalnych brwi. A jak wygląda zabieg? Najpierw kosmetyczka maluje kredką kontur brwi, który konsultuje z klientką. Kontur brwi musi być idealnie dobrany do kształtu twarzy. Jeśli nie zostanie dobrany, niestety, efekt może być nawet komiczny. Ważny jest również kolor, który musi zostać dobrany do naszej karnacji.
Następnie za pomocą specjalnego urządzenia, bardzo podobnego do tego w salonach tatuażu, tatuuje włoski, które mają imitować nasze naturalne. Następnie cieniuje brwi tak, aby wyglądały naturalnie. Aby wykonać zabieg, powinniśmy wybrać salon, który jest sprawdzony a osoba zajmująca się musi być odpowiednio wykwalifikowana. Jeśli nie będzie, i zrobi coś nie tak, efekt jej pracy będzie na naszej twarzy przez kilka kolejnych lat. Permanentne brwi to coś, nad czym musimy się dobrze zastanowić. Ale właściwie czemu nie? Czy nie mamy dość codziennej stylizacji naszych brwi? Ja mam akurat brwi kręcone i muszę przyznać, że codziennie mam masę pracy przy nich. Dodatkowo, moje brwi są bardzo jasne i cienkie. Sama zastanawiam się nad tym zabiegiem. Jedyną przeszkodą jest, jak zazwyczaj to bywa, jest cena. Cena waha się w granicach 600-800zł.  Bardzo dużo, jak na parę kreseczek... Ale efekt...Sami zobaczcie:



Co wy o tym sądzicie? Macie jakieś doświadczenia może? Piszcie w komentarzach. ;)

niedziela, 5 czerwca 2011

Wybielanie zębów metodą Opalescence

      Od paru lat panuje moda na piękny, śnieżnobiały uśmiech. Firmy prześcigają się w produkcji coraz to nowszych sposobów na wybielanie zębów. W marketach można znaleźć wiele past, żeli czy kremów, które w cudowny sposób mają sprawić, aby nasze zęby były jak z Hollywood. Ceny produktów są bardzo różne. Czasem niskie, czasem bardzo wysokie. Ale czy one na prawdę działają?
       Ponieważ jestem osobą, która nałogowo dba o swoje zęby, próbowałam wielu metod wybielania. Przez pasty aż do niebieskich światełek, które miały dawać zachwycające efekty. I co? I nic. Efekt był zazwyczaj marny a pieniążki wyrzucone w błoto. I tak po paru latach poszukiwań, zniechęcona na maxa, trafiłam na pewien produkt. Polecił mi go znajomy, którego uśmiech kiedyś wahał się w granicach beżu i nude.
Bardzo modne kolory ale czy na zębach? Widząc go po paru latach, zatkało mnie bo jego zęby były dosłownie śnieżnobiałe. Zapytałam jak on to zrobił a on wtedy polecił mi produkt, o którym już piszę więcej.
       Jako, iż jestem osobą, która nie stwierdzi, że coś działa, jeśli sama nie spróbuje na sobie, postanowiłam przetestować ten cudowny żel. Po dwóch tygodniach stosowania, efekt był niesamowity. Moje zęby, które nie były aż tak żółte, ale jednak do białego koloru trochę im brakowało, zmieniły się ogromnie. Żel wybielił je jak nic innego. Efekty były porównywalne do tych, które otrzymujemy u stomatologa. Jednak cena się nieco różni.
Żel, o którym piszę, stosowałam 6 lat temu. Niestety, nadmiar kawy i herbaty zrobił swoje. Moje ząbki znów zrobiły się nieco szare. I postanowiłam powtórzyć dwutygodniową kurację. A Wy będziecie świadkami tego, ze żel faktycznie działa. :)
      Żel nosi nazwę Opalescence. Występuje on w różnych stężeniach  nadtlenku karbamidu : 10%, 15%, 20% oraz 35%. Dodatkowo skład żelu został wzbogacony o fluor i azotan potasu, działające przeciw nadwrażliwości. Żel zawiera 20 % wody co sprawia, że nasze zęby się "nie odwodnią". Są to bardzo ważne składniki, ponieważ przy stosowaniu innych tego typu środków, występowała u mnie nadwrażliwość zębów, i zawsze przerywałam stosowanie. Ale nie było o tym mowy przy Opalescence.
      Żel 10% jest dla osób, których zęby są lekko nadwrażliwe. Powinien być stosowany na noc. Daje wtedy najlepsze efekty, ponieważ powinien znajdować się na zębach przez 8-10 h. Żel 15% -20% ma bardzo podobne działanie do tego 10%-owego, ale powinien być stosowany w ciągu dnia na 2-4 h. Żel który ja stosuję, to żel 35%. Służy on do stosowania w ciągu dnia a czas nie powinien przekraczać 30-45 min.  Aby wybielanie  dało efekty, powinniśmy stosować żel codziennie przez 2 tyg.
     Aby jednak użyć żelu potrzebne są szyny stomatologiczne. Czyli inaczej silikonowe nakładki, które niestety, może wykonać tylko technik dentystyczny. Technik robi odlew naszej szczęki, a potem ,na jej podstawie, robi nakładkę, w którą później aplikujemy żel.
     Metoda powinna być stosowana pod nadzorem stomatologa i przy dobrym stanie jamy ustnej i uzębienia. Próchnica oraz rany jamy ustnej wykluczają metodę nakładkową. U niektórych może wystąpić chwilowa nadwrażliwość na zimno i ciepło, która zazwyczaj mija po zakończeniu kuracji.
    Ale czym właściwie różni się ta kuracja od zabiegu wybielania u stomatologa? Przede wszystkim czasem. U stomatologa zęby wybielamy w około 2h. Tu musimy poświęcić 2 tyg. Druga rzecz to cena. Wybielanie u stomatologa to koszt 600-800 zł. Cena żelu z odlewem szyn to 250-400 zł. Podpowiem Wam, że żel można znaleźć czasem na allegro w dość przystępnych cenach. Ja akurat zamawiam go od Pani, która często daje rabaty. Jej strona to http://allegro.pl/my_page.php?uid=7613952Jednak ciągle pozostaje jeszcze szyna, która swoje kosztuje. Na allegro można znaleźć nakładki termokurczliwe dodawane do żelu, ale nie polecam ich. Zęby wybielają się nierównomiernie. Metodę powinniśmy powtarzać raz na parę lat. W moim przypadku było to 6 lat. :) Żel możemy dostać o smaku mięty, arbuza lub bez smaku.




Dokładny opis stosowania wyjaśni Wam Wasz stomatolog. Można również przeczytać to na załączonej ulotce. Pamiętajmy, że na czas kuracji odstawiamy kawę i ciemne napoje. Po użyciu żelu zębów nie myjemy a tylko lekko wycieramy nadmiar żelu, który pozostał na powierzchni zębów. Jeśli macie pytania, chętnie odpowiem. Rezultaty będą za 2 tyg. ;)



środa, 1 czerwca 2011

Tyle słońca w całym mieście... Ale to nie moje miasto... :/

   
     Wciąż pada i pada. Czy ta pora deszczowa się kiedyś skończy? I wyjdzie słonko? Ahhh Nie wiem co z tą pogodą. Jedyna myśl, która mnie teraz 3ma przy życiu to mój wyjazd do Polski. Został jeszcze ponad miesiąc. Chyba najdłuższy miesiąc w tym roku. Zawsze mam tak, że póki nie mam biletów, to czas jakoś leci. Ale od dnia kiedy je zamówię, czas zaczyna się tak dłużyć....
       Właśnie teraz przyszedł ten moment. Mam już bilety a dni trwają w nieskończoność. Nie zmienia to faktu, że mimo, iż u mnie leje, muszę powoli przygotowywać się do lata. Nie ważne gdzie to lato będzie. Chyba będzie mi dane zarumienić skórę w końcu?!
       Dzisiaj postanowiłam poszukać dla siebie okularów. W prawdzie mam już sporą kolekcję, ale od dawna marzyły mi się jakieś okularki oryginalne, które miałabym na lata. Miałam kiedyś jedną parę od Channel, ale czas robi swoje. Po bardzo długim czasie, rozpadły się. :( R.I.P.
      No i dzisiaj trafiłam do optyka. Marką, którą interesowałam się od dawna jest Ray Ban. Są to bardzo specyficzne okulary. Bo chociaż były wypuszczone różne kolekcje, ich kształt zawsze pozostawał specyficzny. Bardzo modne w tym sezonie Aviator'y były noszone przez pilotów- bohaterów. Np. Tom'a Cruise w filmie Top Gun. Kolekcje, które posiada marka to właśnie AVIATOR, JACKIE OHH, CLUBMASTER,  WAYFARER, CATS oraz CARAVAN. Jest więcej kolekcji, ale te są najpopularniejsze. W skład każdej  wchodzą oczywiście różne modele. Można nawet wybrać kolor.
        Tak jak pisałam wcześniej, okulary są bardzo specyficzne i nie każdemu pasują. Po długim mierzeniu każdej pary z różnych kolekcji, jedne okulary przypadły mi bardzo do gustu. I zgadnijcie co? Kupiłam je! :D
      Okularki przeciwsłoneczne, które wybrałam są z kolekcji CATS. W zasadzie wyglądają na klasyczne "muchy", jednak zewnętrzna część oprawki przy soczewce jest zaostrzona, lekko przypominając kocie oczy.
Wybrałam w kolorze czarnym. Soczewki są jednak w odcieniu szaro-zielonym wykonane z poliwęglanu. Szkła okularów są oporne na wstrząsy i zarysowania. Posiadają również wysokie filtry przeciwsłoneczne. Dokładna nazwa modelu to RB 4161  601 3 N. Cena okularów to 1250 kr czyli koło 650 zł. Trochę dużo ale ja zawsze idę w jakość. Wolę raz zapłacić i mieć coś na kolejne kilka lat.






A oto kilka propozycji z innych kolekcji: 

CLUBMASTER

 AVIATOR
JACKIE OHH

 WAYFARER

Teraz czekamy na słońce. ;)